Grudeq Grudeq
385
BLOG

Polskie czarne złoto. Górnikom Rzeczypospolitej na Świętą Barbar

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 26

Barbórka. Gdy chodziłem do przedszkola czy do szkoły podstawowej na ten dzień przynosiliśmy płachty czarnego papieru i robiliśmy z nich górnicze czapki. Z białego papieru wycinało się kilofy. Z bibuły dorabiało się pióropusze. Pierwsze czytanki. Obowiązkowa o Górnym Śląsku. O kopalniach, hutach. I przede wszystkim o polskim czarnym złocie – węglu.

 

Polskie czarne złoto. Nie jest to tylko wymysł komunistycznej propagandy. II Rzeczpospolita też pisała o Górnym Śląsku jak o największym skarbie. Rozpierała ją duma z kominów, szybów kopalnianych. Duma taka sama jaką później miała jej niegodna następczyni Polska Rzeczpospolita Ludowa. Duma jeszcze bardziej potęgowana trudem w postaci trzech Powstań Śląskich jakie były ceną za przyłączenie części Górnego Śląska do Polski. Ale dzięki temu Polska do przymiotnika kraj rolniczy mogła dodać przemysłowo-rolniczy. To eksport węgla był głównym dochodem naszej gospodarki. Strajk angielskich górników w roku 1925 pozwolił na wejście polskiego węgla na światowe rynki. Za budowę naszych transatlantyków – Piłsudski, Batory budowanych we Włoszech Mussoliniego płaciliśmy Śląskim węglem. Tak jak jeździło się na wycieczki do Warszawy by poczuć dumę z odbudowanej niepodległości, do Krakowa by poczuć dumę z wielkiej przeszłości, do Gdyni by poczuć dumę z naszych możliwości, tak samo jeździło się na Śląsk by poczuć dumę, że mamy oto w Polsce krainę tak wysoce rozwiniętą gospodarczo.

 

Musimy pamiętać, że Śląsk odpadł od państwa Polskiego jeszcze za czasów Kazimierza Wielkiego, i stąd nasza obecność w Katowicach czy Królewskiej Hucie po roku 1922 była takim samym dziwem jak nasza nieobecność w Mińsku czy Kamieńcu Podolskim. Sam premier Wielkobrytyjski, serdeczny specjalista od stworzenia Wolnego Miasta Gdańsk Lloyd George rzekł, że oddanie Polsce Śląska to jak danie małpie zegarek. Okazało się, że jednak potrafiliśmy zagospodarować teren. I że Polacy to nie tylko naród szlachecki i chłopski, ale także górniczy i inżynieryjny.

 

Post jest o górnikach. Piszę głównie o Śląsku, ale proszę nie zapominać nigdy o Zagłębiu Dąbrowskim. To ta część dzisiejszego województwa Śląskiego, która przed II Wojną Światową należała do woj. Kieleckiego, a wcześniej była w Królestwie Kongresowym (zaborze rosyjskim), a nie jak Śląsk w zaborze Pruskim. Między tymi dwoma krainami, dzielonymi tylko Przemszą istnieją bardzo zasadnicze różnice. Choć cel w nich ten sam: jak najwięcej czarnego złota wydobyć.

 

Przyszła Polska Ludowa. Cały czas natrafiam na różnego typu obrońców komunizmu i przyjaźni narodu Polskiego z narodem Radzieckim. Mają teraz olbrzymią szansę się wykazać. Niech no powiedzą jaki odbudowująca się Polska miała interes w promocyjnej sprzedaży węgla Sowietom, podczas gdy za ten sam węgiel ceny dwa razy wyższe chcieli płacić Szwedzi, Anglicy i inne narody świata normalnego? Póki panowie nie znajdą racjonalnego wytłumaczenia, skwitujemy to tak, jak kwitowano wtedy handel ze Związkiem Radzieckim – my im dajemy węgiel, a oni nam zabierają cukier.

 

Jednak PRL z czegoś żyć musiał. Górnictwo w PRL stało się najważniejszą gałęzią przemysłu. Coś tam zostało z przedwojnia i zawód Górnika cieszył się cały czas dużym prestiżem i szacunkiem społecznym. Na Śląsk się jechało szukać szczęścia i lepszego życia. Mimo tego wysoce opłacalnego handlu węglem z Moskwą część udawało się sprzedać na zachód. I były pieniądze na odbudową państwa, a później na jego rozbudowę. To węgiel Polskę odbudowywał, a nie chociażby wynalazki polskiej nauki.

 

Nie dziwnym zatem było, że Śląsk cieszył się wieloma przywilejami. To nie tylko, przez to że tow. Edward pochodził ze Śląska i sam pracował jako górnik. Ale przede wszystkim przez to, że praca górnicza jest pracą prawdziwie ciężką. To nie studia w czytelni przy kawusi, a później uganianie się za płcią przeciwną w kawiarniach, to mrok, pył, wilgoć i ciągłe pytanie: zawali się nie zawali się? Historycznie patrząc, należy zawsze pamiętać, że tam gdzie było górnictwo, górnictwo czegokolwiek miasteczka i wsie tej krainy zawsze wyglądały zamożniej. Chociażby wspomnieć o Kutnej Horze w Czechach czy licznych miasteczkach na Dolnym Śląsku. To wszystko powodowało, że Górny Śląsk stał jakoś lepiej od reszty PRL, mieszkańcy jego byli jacyś bogatsi, a w reszcie społeczeństwa zaczynała, gdzieś na dole kiełkować niechęć, chociaż może lepiej nazwać to niezrozumienie dla Śląska, ale to wyjdzie dopiero za kilkanaście lat.

 

Mały przerywnik. Kiedyś w literaturze fachowej, przeczytałem, iż poważnym błędem Polskich władz kolejowych było przejście z trakcji parowej na trakcję spalinową. Co wyraźnie podrożyło koszty utrzymania linii lokalnych. To w Polsce węgla pod dostatkiem, a my ściągamy ropę z zagranicy, aby było nowocześniej? Wrzucamy to do worka z hasłem polska niegospodarność.

 

Wracamy do Śląska. Który w stanie wojennym uczestniczy jak wszystkie inne części Polski w stanie wojennym. Wydarzenia są tu nawet dramatyczniejsze. Pacyfikacja Kopalni Wujek. Potem wszystko wraca jako tako do normy. Powoli PRL zaczyna się przepoczwarzać w III Rzeczpospolitą. Na Śląsku cały czas pracują windy kopalniane, a część z dzieci robiących te górnicze czapeczki marzy by zostać górnikiem.

 

Zaczyna się III Rzeczpospolita.

 

Słowem które najczęściej pada w kontekście Śląska, Śląskich kopalń jest restrukturyzacja. W roku 1989 rozpoczęto restrukturyzowanie Śląska. Do dzisiaj nie zakończono. Do dzisiaj nie przyniosło żadnych efektów. Dlaczego? Ano dlatego, że:

 

Na początku wyliczono, że w górnictwie pracuje tyle a tyle tysięcy osób i jest o tyle a tyle za dużo. Statystyki nie kłamią, racja. Ale tu popełniono błąd, że do pracujących w górnictwie wliczono także tych pracujących na górze, w przerośniętych administracjach kopalnianych, wliczono pracowników górniczych ośrodków wypoczynkowych, panie sprzątaczki etc. Statystyka jednak nie ubłaganie pokazała: za dużo. To zaczęto zwalniać. Kogo? Oczywiście, że najzwyklejszych górników. Bo taki, co to pisać nie umie, czytać nie bardzo, tylko ryje i ryje w tej ziemi zwolnić najłatwiej.

 

Efekt. Jak już za czasów PRL mieliśmy bardzo niski współczynnik „pracowników na górze” w stosunku do najzwyklejszych górników dołowych, tak w III RP współczynnik ten jeszcze zmniejszyliśmy. Pracownicy na górze zaczęli się tylko nazywać – kadra menadżersko – zarządzającą spółek kampanii węglowych. Dajmy na to, gdy w innych kopalniach jeden taki pracownik, właściwie nic nie robiący, nie czujący całego ciężaru pracy górnika przypada na 20 – 30 górników, tak w Polsce przypada na 5-7.

 

Oczywiście górnikom wypłacano odprawy. Bardzo wysokie. Zachęcano do osiedlenia się chociażby w Bornem Sulinowo etc. Ale na ogół górnicy bardzo szybko odprawy przehulali, wydali na samochód czy telewizor, a później nic. Wiadomo ktoś powie, sami sobie winni, bo tylko ryć, ryć potrafili a myśleć nie. Odpowiadamy im: od myślenia w Polsce jest inteligencja. W kolejnej odsłonie restrukturyzacji inteligencja pomyślała, i nie tylko dawała odprawy pieniężne ale także zaczęła myśleć o przeszkoleniu na inny zawód. Zarobił ktoś kto wynajmował salę na takie szkolenia, ktoś kto prowadził wykłady, ktoś kto to wszystko zorganizował. W statystykach się później wpisało: na kurs zapisało się osób tyle, ukończyło 97%. Państwa już więcej nic nie interesowało. Szkoda, że nie opublikowano statystyk ile w końcu, dzięki tym szkoleniom górników się przekwalifikowało i znalazło pracę w nowym zawodzie?

 

Tutaj dochodzimy do największego paradoksu polskiej górnictwa restrukturyzacji. Tak a’propos czy zauważyli państwo jakie to piękne słowo – restrukturyzacja? Początek jego wymowy jest trudny, powolny, sylaba po sylabie, krok po kroku - re-stru-ktu-ry.. tak jak ciężkie są początki tej res… a potem szybko zacja. Bo koniec zawsze ma być szybki i łatwy. Jesteśmy przy paradoksie. Otóż w pewnym momencie zabrakło górników do wydobywania węgla, bo młodych nie kształcono, a starych po zwalniano. I co robiono? Kopalnia nie mogła zatrudniać starych górników, bo ci odchodząc od niej podpisywali lojalkę, że nigdy nie podejmą pracy w kopalniach. Ale podjąć mogli w prywatnych firmach, które później dostawały zlecenie od kopalni na prowadzenie wydobycia. Genialne. „Pamiętaj, prawdziwie pieniądze robi się na wielkich słomianych interesach”. W tym interesie wszyscy byli zyskowni: Kopalnie, bo miał kto węgiel wydobywać. Firma pośrednicząca: bo każdy pośrednik zarabia. Górnicy bo mieli pieniądze z odprawy i sobie jeszcze dorabiali w tym co robić potrafili najlepiej. Jeno Skarb Państwa tracił… ale nim już dawno przestano się w Polsce przejmować.

 

Słówko jeszcze wypada rzec o aferze węglowej, bo tu mamy do czynienia z bajecznie prostym mechanizmem zbijania bajecznie wielkich pieniędzy. Kopalnia wydobywa węgiel, bardzo wysokiej jakości (nazwijmy go kat A). Ustawodawca wymyślił, w ramach restrukturyzacji, że kopalnie nie będą sprzedawały węgla bezpośrednio, tylko przez pośredników, niech i oni coś zarobią. Więc ten węgiel A idzie za 100 zł/tona do pośrednika. Tam pośrednik sprzedaje go dalej za 120zł/tona. Czemu tych 20 złotych nie mogła zarobić kopalnia? Aaaa Polski kapitalizm. To teraz wyjaśnimy jeszcze na czym polega ten polski kapitalizm. Ktoś jak zarobi łatwo 20 złotych, za to że ma plac, nie zadaszony i kopalnia mu zawsze węgiel sprzeda i zawsze przyjdzie ktoś kto ten węgiel kupi, to chce zarobić jeszcze więcej. Więc kopalnia wydobywa węgiel A, ale tutaj ktoś nie dopilnował i okazuje się, że to jest węgiel kat D (50zł/tona) i za taką cenę idzie on do pośrednika. U pośrednika następuje odwrotny hocus-pocus-filipocus i węgiel D z faktur staje się węglem A – 120 zł/tona. Przestępstwo nie do sprawdzenia. Bo podstawowego materiału dowodowego już nie ma, dawno się spalił. Kto udowodni kopalniom, że sprzedała węgiel A jako D? Kto udowodni, że u pośrednika nastąpił jakiś przekręt, skoro on na placu miał wszystkie rodzaje węgla? Może zapłaci tylko za bałagan w fakturach. Proste! Barbara Blida miała naprawdę poważne argumenty by wyjść ze sprawy wyjściem awaryjnym.

 

Nawet państwo czasem nie wiedzą jak mnie trafia szlag, gdy słyszę u studentów: że, byśmy byli normalnym krajem, gdybyśmy nie musieli dopłacać do tych nierobów górników. Do tych alkoholików, co tylko ryć i ryć potrafią. Polskie czarne złoto. Cholera może oni już tych czapeczek na Barbórkę nie robili?

 

Wiele razy jechałem przez Śląsk pociągiem. Osobowym. Widziałem dzieci, biednie ubrane czekające na pociąg z węglem z którego można go zrzucić i pozbierać. Słyszałem o tym w telewizji. Ale jak jechałem pociągiem osobowym z Katowic do Mysłowic, czy z Katowic do Zabrza to widziałem to na własne oczy. Spacerowałem bo Bytomiu. Tak zniszczonego miasta nie ma chyba nigdzie indziej w Polsce. A jednocześnie miasta tak bogatego. Ten rynek, opera, strzeliste kościoły. Nawet ruina Dworca kolejowego przypomina o jego świetności. Tak zniszczonych torów tramwajowych jak na Górnym Śląsku też nie ma nigdzie indziej w Polsce. Byłem. Widziałem.

 

I potem słyszę, że do nich dopłacamy. Czasem w tramwaju pędzącym mostem Śląsko – Dąbrowskim (dawniej stał tam Kierbedzia, ale ten też ma swoją historię). Że oni muszą studiować, a górnik ryje i ryje. Gdyby chociaż jakiś jeden polski wynalazek tych kujących studentów był polskim złotem. Chociaż jeden? Na nienawiści do Kaczyńskich, do Polskiej historii pieniędzy nie da się zrobić. Polskie czarne złoto.

 

Górnikom Rzeczypospolitej w dniu ich patronki Świętej Barbary za ich ciężką pracę cześć i chwała!

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka