Grudeq Grudeq
3898
BLOG

W jakim to świecie żyje red. Lisicki?

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 97

W dzisiaj zamieszczonym w części na salonie24, a wcześniej wydrukowanym w całości w „Do Rzeczy” artykule redaktor Lisicki przekonuje nas, że zamach jest najmniej prawdopodobną hipotezą wyjaśniającą to co zdarzyło się 10 kwietnia we Smoleńsku. W tekście pana redaktora znajdziemy taką frazę: „Żyjemy w czasach, w których wskutek rozwoju nowych technologii po kilku latach największe tajemnice służb zostają ujawnione.”. I te właśnie „nasze czasy” mają być najlepszą gwarancją, że zamachu nie będzie.

 

„Żyjemy w czasach” – piękna fraza, ale niestety pozbawiona jakiejkolwiek znaczenia politycznego. Związana nie z analizowanie tego co rzeczywiście dzieje się w polityce lecz będąca raczej przejawem niezwykle morderczego dla nas myślenia życzeniowego. „Żyjemy w czasach”. Przecież ludzie zawsze żyją, żyli i żyć będą w jakiś tam czasach. Więc nie czas w którym przyszło nam żyć powinien podlegać badaniom publicystycznym i politycznym, ale zdarzenia jakie mają w tym czasie miejsce.

 

„Żyjemy w czasach” zdawało mi się, że to pojęcie ostatecznie zostanie wymazane wraz klęską teorii Fukuyamy o końcu historii. Mi się tam też przez pewien czas wydawało, że żyję w fajnych, normalnych, bezwojennych czasach… aż pech chciał, że pewnego dnia w radiu.. tuż po jakimś wesołym hicie usłyszałem wiadomość, że właśnie jakiś samolot wbił się w wieże WTC i na razie nikt nie wie o co chodzi. Za chwilę wbił się w drugą wieżę drugi samolot. Trzeci spadł na Pentagon. A niby czasy, według redaktora Lisickiego, w których nawet największe tajemnice zostaną ujawnione. A to zatem czemu, nikt nie wykrył, nie ujawnił, że sobie kilkunastu mężczyzn porwie 4 pasażerskie samoloty?

 

Jakieś dwadzieścia lat temu, a więc w „naszych czasach”, siedząc na krakowskim rynku i popijając kawę i komentując zwycięstwo wyborcze SLD też można było rzec, że żyjemy w takich czasach, gdzie już wszystko będzie rozwiązywane za pomocą wyborów i demokracji, bo właśnie Polska do tej drogi doszła. Tymczasem dwadzieścia lat temu, jakieś 10 godzin jazdy samochodem od Krakowa, w Serbii, Chorwacji, Bośni trwała najprawdziwsza wojna. Z obozami koncentracyjnymi, ze bombardowaniami, ze snajperami, ze Srebrnicą. W takich to czasach żyliśmy, żyjemy. Dziesięć godzin jazdy samochodem. Panie redaktorze, toż to rzut beretem. My tu gadamy o rozwiązywaniu sporów, a tam za te 10 godzin jazdy, ludzie, tacy sami jak my, rozmawiali ze sobą za pomocą karabinów. Nasze czasy?

 

Technologia, o której wspomniał Pan redaktor, rozwija się zawsze w dwie strony. Cóż z tego, że mamy technologie które pozwalają odkryć coraz więcej tajemnic służb, jak równolegle powstają takie technologie, które skutecznie pozwalają tajemnice służb ukryć. Krok w odkryciu jakiejś tajemnicy, jest równocześnie krokiem w jej ukryciu. Paradoks, ale prawdziwy.

 

Dlatego też być może bez wchodzenia na poziom technologii, które niby mają pomagać w odkryciu prawdy, warto się skupić na ludziach i ich charakterach, bo to jednak polityka jako dziedzina społeczna jest oparta cały czas na ludziach i ich charakterach, a nie na technologiach. Ludzie ze swoimi namiętnościami, słabościami, chciwością, żądzą sławy, honorem, szlachetnością, mściwością, to są właśnie rzeczy kreujące politykę, a nie technologia satelitarna czy jakkolwiek inna. To są tylko narzędzie polityki.

 

Proponuje przypomnieć sobie trzy nazwiska. Aleksander Litwinienko, Pani Chapman i Pan Snowden. Zapewne pisząc o tym, że technologie pozwalają nam ujawniać wszystkie tajemnice służb redaktor Lisicki miał na myśli Pana Snowdena, który faktycznie sporo nam tajemnic wywiadowczych ujawnił. Dlaczego jednak Panu redaktorowi nie przyszła do głowy postać pana Litwinienki, który też trochę tajemnic ujawnił, po czym nagle został otruty polonem? Jeżeli te nazwiska Litwinienki i Snowdena połączymy panią Chapman, która w wojnie wywiadów „naszych czasów” przechyliła szale zwycięstwa na stronę rosyjską, to może sytuacja przedstawia nam się trochę inaczej? Będziemy wiedzieli bardzo dużo o poczynaniach strony amerykańskiej, ponieważ to amerykanie dali się zinfiltrować, nie odnieśli w ostatnim czasie żadnych sukcesów, a jeszcze ich klęski dopełniła zdrada Snowdena. Nic nie będziemy wiedzieli o poczynaniach strony rosyjskiej, ponieważ Rosjanie swojego zdrajcę ukarali z najwyższą wywiadowczą surowością, zaś pani Chapman jest bardzo atrakcyjną młodą kobietą i póki co może się i swoją urodą i bogactwem cieszyć. Jeżeli zaś jeszcze dodamy, że Rosjanie Litwinienkę szukali za pomocą kelnerek z Polonem, a Amerykanie Snowdena szukają za pomocą not dyplomatycznych to według mnie mamy pełny jak na razie obraz klęski amerykanów i zwycięstwa Rosji. Niech Pan pomyśli, panie redaktorze. W naszych czasach, taki walki między wywiadami!

 

Czasami zastanawiam się, co bym zrobił gdybym był Prokuratorem Rzeczypospolitej badającym, czy w Smoleńsku nie doszło do przestępstwa opisanego w art. 134 k.k.? Przecież gdybym doszedł do jawnych i jednoznacznych dowodów, że to jest zamach przygotowany przez Rosjan, to poprosiłbym o natychmiastowe widzenie z Prezydentem, Ministrem Spraw Zagranicznych i Ministrem Obrony Narodowej (Wojny) i zapytał, czy Polska jest gotowa wypowiedzieć wojnę Rosji, czy będzie miała poparcie sojuszników i jakie są szanse od strony militarnej. I gdybym uzyskał trzy odpowiedzi na nie, to wtedy na konferencji prasowej dot. prowadzonego postępowania z czystym sumieniem ogłosiłbym, że po przeprowadzeniu dokładnego śledztwa, zapoznania się z bogatym materiałem dowodowym należy jednoznacznie stwierdzić, że w Smoleńsku doszło do zwykłego wypadku lotniczego.

 

Doskonale sobie zdaje sprawę, że wynik śledztwa Smoleńskiego jest sprawą polityczną i jego wynikiem ma być prawda polityczna. Tylko dlatego właśnie dokładnie muszę wiedzieć co się stało w Smoleńsku i stosownie do tego prowadzić politykę Państwa.

 

Z tego, że Smoleńsk jest sprawą polityczną zdaje sobie nie zdawać sprawy Donald Tusk, który Smoleńsk traktuje Piarowo, a tym tropem wraz za Donaldem podąża większość naszego stanu dziennikarskiego. Donald Tusk traktując sprawę piarowo, ma świadomość lub też tej świadomości nie ma, że jakiekolwiek rzeczywiste wyjaśnienie sprawy zawsze będzie jego obciążać. Jedynie w wypadku, gdyby faktycznie udowodniono, że pijany Prezydent Kaczyński wszedł do kokpitu i kazał lądować, Tusk byłby w zupełności uniewinniony, wszak wypadek byłby efektem szaleństwa Prezydenta. Jak jednak doskonal wiemy taki wariant nie przejdzie.

 

A tak czy zamach czy brak zamachu, zawsze będzie obciążać Tuska, który jako zwierzchnik naszych służb specjalnych odpowiadał zarówno za to aby nie doszło do zamachu jak i żeby nie doszło do wypadku. Tragizm położenia tego człowiek jest taki, że Rosjanie zawsze będą mogli w ostatnim ruchu wyprzeć się jakichkolwiek podejrzeń o dokonanie zamachu (i to jest rosyjski hamulec bezpieczeństwa) stwierdzając w momencie krytycznym iż faktycznie doszło do zamachu, ale bomba została podłożona w Warszawie. Wszak Rosjanie będą dysponowali najlepszym dowodem na to – wrakiem. I na takiego Asa Rosjan Tusk nie ma żadnej odpowiedzi, jak tylko jeszcze bardziej spełniać Rosyjskie sugestie, aby Rosjanie jego nie zostawili na lodzie.

 

Dlatego też Tuskowi będzie zależeć na jak największym hałasie przy sprawie Smoleńska. Jak największym nagłaśnianiu różnorakich hipotez, a nie na spokojnym Smoleńska wyjaśnianiu. Im bardziej więc piszemy o hipotezach, im bardziej się skupiamy czy te hipotezy są fałszywe czy mniej, tym bardziej oddalamy się od wyjaśnienia politycznego Smoleńska. A to wyjaśnienie trzeba zawsze łączyć także z konsekwencjami jakie niesie każda z przyjętych hipotez. Ale żeby dojść do fazy konsekwencji, to trzeba się zastanowić też w jakich czasach żyjemy. A chyba z tym większość dziennikarzy ma jednak duży problem.

 

 

 

http://lisicki.salon24.pl/554116,zamach-w-smolensku-najmniej-prawdopodobna-hipoteza

Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka