Grudeq Grudeq
688
BLOG

Czy PiS powinien walczyć o zwycięstwo w wyborach 2011 roku?

Grudeq Grudeq Polityka Obserwuj notkę 10

 

Słowem które najlepiej oddaje wyniki wyborów do samorządu 2010 roku jest „brak”. Brak zarówno wielkiego, przytłaczającego zwycięstwa Platformy, bo raptem ilu tych PO prezydentów w wielkich miastach Polski będzie miała? Brak jest także wieszczonej i w wielu miejsca upragnionej klęski Prawa i Sprawiedliwości. Brak jest także wreszcie porażki PSL, które tyle już razy miało nie przekroczyć progu wyborczego. Było to być może ostatnie zwycięstwo wyborcze Platformy Obywatelskiej, bo w następnych wyborach społeczeństwo zapyta, albo może powinno zapytać, o to jak PO zrealizowało swoje obietnice z 2007 roku. Pytaniem zaś jakie przede wszystkim powinno sobie postawić PiS po tych wyborach brzmi: czy aby na pewno PiS powinien walczyć o zwycięstwo wyborcze w roku 2011.
Na pewno wybory samorządowe są wyborami bardzo specyficznymi i z trudem można je przekładać na wyniki ogólnopolskie. Dwa dosyć istotne przypadki z tych wyborów, to porażka Mirosława Sekuły w Zabrzu i osiągnięcie przez niego wyniku o ponad 10% gorszego od listy PO w Zabrzu. Przypadek drugi to wynik burmistrza z Bogatyni Andrzeja Grzmielewicza z PiS, który miał tak fatalnie walczyć z sierpniową powodzią w opinii GW i TVN, a tu okazuje się, że jednak 75% Bogatynian poparło urzędującego burmistrza. A więc jeszcze nie wszystko da się społeczeństwu przez media wmówić. Wybory samorządowe są najlepszym przykładem tego, że najważniejszy w polityce jest człowiek a nie szyld partyjny. Bo w jednej gminie PiS wygrywa 75% a w sąsiedniej takim wynikiem chwali się PO. I gdzie tu szukać reguły? Wybory samorządowe pokazują także, że kiedy przedstawiane są realne działania człowieka, a nie medialne komentarze to społeczeństwo potrafi oddzielić ziarno od plew.
Wróćmy jednak do kluczowego dla tego tekstu pytania. Rzecz jasna przeciwnicy PiS podniosą zarzut, że PiS nie ma żadnych szans na zwycięstwo, bo przegrywa 5 – te czy 4 – te wybory z rzędu. Patrząc jednak na sprawę realnie przy ok. 50% frekwencji na PiS nadal chce głosować 23 %. Należy podkreślać, że jest to bardzo stabilny i praktycznie niezniszczalny wyborca PiS, odporny na wszelkie przyprawianie gęby PiSowi czy Kaczyńskiemu, który jest już tak „zaprawiony” w bojach za PiS czy za Kaczyńskiego, że jakieś kolejne secesje z PiS nie robią na nim większego znaczenia. Fakt z wyborów drugi to frekwencja. Tam gdzie frekwencja była wyższa tam raczej wygrywał PiS, tam gdzie frekwencja była niższa wygrywało PO.
 Jeżeli przy poprzednich wyborach mówiono, że wyższa frekwencja promuje PO, bo to idą ci młodzi co walczą z zagrożeniem kaczyzmu, to teraz wyższa frekwencja daje zwycięstwo PiSowi bo to idzie ten elektorat, który jest przerażony tym co dzieje się w Polsce pod rządami PO. I to o ten elektorat musi walczyć PiS. Młodzi raz wykorzystani przez PO i rozczarowani tym co PO wyprawia będą przy wyborach siedzieć w domu, będą jednak na tyle dumni i wierni swojemu wyborowi, że nie polecą zagłosować też na PiS (w tym momencie do zagospodarowania ich niech rusza Kluzik Rostkowska i Migalski). Wybory rozstrzygną zatem ci, którzy dotychczas podczas wyborów siedzieli w domach. Ich mobilizuje się  właśnie okrzykiem, że ojczyzna jest w niebezpieczeństwie. I można było tych wyborców zmobilizować już w wyborach prezydenckich. Zagrano jednak na gitarze, że nic się nie stało, a jeśli już się coś stało to tylko to, że Jarek się zmienił. I to jest clou sporu z p. Kluzik-Rostkowską o kształt kampanii.
Pytanie jednak które wybory będą najlepszym momentem na wyrwanie ojczyzny z niebezpieczeństwa. Za rok najprawdopodobniej PO nawet w wypadku porażki, wprowadzi do Sejmu liczbę wystarczającą na blokowanie samodzielnych czy koalicyjnych rządów PiS. Zostanie PO również Prezydent, chociaż ciekawie mogłyby wyglądać wygibasy prawników PO, że Prezydent to jednak nie tylko żyrandol i premier z PiS musi z nim pewne aspekty polityki uzgadniać. Ponadto zostaję jeszcze „media” które z pewnością powtórzyłyby to samą szopkę medialną, która miała miejsce w latach 2005-2007 czyniąc rządzenie państwem codziennym tłumaczenie się, dlaczego np. Poseł PiS z Leszczyn Dolnych był wczoraj pijany na komunii. Jednakże najważniejsze argumenty aby PiS nie szedł po władzę w 2011 roku, to sytuacja ekonomiczna i społeczna Polski. W tym momencie PiS będzie jeszcze bardziej pod odstrzałem mediów i opozycji, jako partia która jest winna fatalnej sytuacji gospodarczej, realizowanej w myśl było PO była zielona wyspa, jest PiS jest czerwona recesja.
Oczywiście takie „oddanie” pola w 2011 roku może mieć wiele ujemnych skutków. Polski w następnych wyborach 2015 roku może już nie być. Większość członków i sympatyków PiS okaże się jednak zbyt łasa na frukta władzy i odejdzie do jakiejś szalupy ratunkowej w stylu Polska Plus, czy PJN. A jednak, jeżeli chce się Polskę zmienić to taka zmiana będzie możliwa tylko w wyborach 2015 roku, a nie 2011.
Grudeq
O mnie Grudeq

Konserwatywny, Prawicowy, Antykomunistyczny

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka